top of page

Polski system edukacji i jego problemy.

  • Marcin Mochocki i Michał Oskroba
  • 28 maj 2020
  • 6 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 3 paź 2020

Zanim przejdziemy do scharakteryzowania problemów, z jakimi naszym zdaniem boryka się polski system szkolnictwa, musimy opowiedzieć pokrótce, jaka jest jego historia i skąd on pochodzi. To pozwoli nam na lepsze zrozumienie, dlaczego funkcjonuje on właśnie w takim kształcie. Wszak niejednokrotnie zadajemy sobie pytanie: kto i dlaczego mógł stworzyć coś takiego?

ree

W tym celu musimy odbyć podróż w czasie. Jesteśmy na początku XIX wieku, czyli w Europie doby napoleońskiej. W październiku 1806 roku, w bitwie pod Jeną - Auerstedt, jak twierdzi znany polski popularyzator wiedzy Radek Kotarski, Prusacy zostali dosłownie zmasakrowani przez wojska napoleońskie, co stało się przyczyną refleksji dla ówczesnych, wysoko postawionych urzędników pruskich. Popadli oni w głęboką zadumę nad tym stanem rzeczy i zaczęli zadawać sobie pytania, dlaczego tak się stało i co można zrobić, żeby uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości. Wtedy właśnie wpadli na genialny pomysł, który jest przyczyną gehenny wielu polskich uczniów. Otóż stwierdzili, że powody klęsk nie leżą tylko w geniuszu taktyczno-militarnym Napoleona, ale przede wszystkim w słabości pruskiego społeczeństwa. Ten wniosek sprawił, że przeprowadzono szereg reform m.in. reformę systemu edukacji. Zamysł był niezwykle prosty: stworzyć idealnego obywatela Prus. Takiego, który jest posłuszny, nie ma własnego zdania, a co za tym idzie, w dużej mierze wykonuje dokładnie powierzone mu zadania, co czyni go sprawnym instrumentem w rękach państwa. Aby sporządzić swego rodzaju „przepis” na takiego idealnego obywatela, zaprzęgnięto wówczas do pracy takie wielkie umysły jak np. Georga Hegla – słynnego filozofa. Szacowne gremium doszło do wniosków niezwykle brzemiennych w skutkach, ale jednocześnie poprawnych z punktu widzenia celu, jaki miał zostać osiągnięty. Nowy system edukacji miał wpoić uczniowi narzuconą odgórnie wiedzę ogólną, o charakterze encyklopedycznym. Dopiero po skończeniu szkoły i po maturze uczeń ewentualnie mógł pójść na studia i wyspecjalizować się w jakiejś dziedzinie wiedzy lub też, co było „mokrym snem” pruskich urzędników, nie iść w ogóle na studia i od razu zacząć pracować na rzecz państwa. Oprócz tego ogromną korzyścią założeń całego systemu była tak naprawdę eliminacja czasu wolnego ucznia. Z racji na ogrom wiedzy encyklopedycznej do przyswojenia, musiał on pracować nad jej zapamiętaniem, najczęściej poprzez wielokrotne powtarzanie i zakuwanie w domu. (Cóż za niesamowity koncept szkoły jako maszynki do kreowania idealnych obywateli).


To również wtedy stworzono nowy model kalendarza roku szkolnego w lata akademickie, co sprawiło, że nie można było się zapisać do szkoły, kiedy się chciało. Tutaj w ramach ciekawostki dodamy, że głównym odpowiedzialnym za wdrożenie tego pomysłu jest Wilhelm von Humboldt – niemiecki polityk i filozof. Na deser w takim razie pozostała, przez wielu krytykowana, liczebność klas, którą wyznaczono na około 30 osób. Dlaczego? Ponieważ obliczono, że jeżeli połączymy akurat taką liczbę ludzi na parę lat, to zatrą się między nimi różnice społeczne, kulturowe i religijne, a jak już wyżej wspomnieliśmy, mówimy tutaj o kreacji idealnego obywatela pruskiego w początkach XIX wieku. Wtedy powołano także funkcję gospodarza klasy czyli swego rodzaju „donosiciela”, który miał pilnować, aby broń Boże nikomu żadne zindywidualizowanie nie wkradło się w jego tok myślenia. Na wypadek gdyby jednak jakiś buntownik się pojawił, gospodarz miał zgłosić informację o jego działalności odpowiedniemu organowi, czyli nauczycielowi – który był jednym z najważniejszych trybików w tej bezwzględnej machinie. Był on odpowiedzialny w sposób bezpośredni za wychowanie pokolenia nowych, idealnych obywateli. Tenże wychowawca miał mało zarabiać (nie można powiedzieć, że zbyt wiele w tej materii się zmieniło), aby nie pracował dla pieniędzy tylko dla idei, co miało sprawić, że będzie on dużo bardziej oddany sprawie i skuteczniejszy. Również ustawienie mebli w salach i nawet samo zainstalowanie dzwonków w szkołach ( zrobiono to po to, aby przyzwyczajać dzieci do realiów pracy w fabryce) miało prowadzić do stworzenia idealnego, posłusznego obywatela, oddanego państwu. W tym czasie wprowadzono także obowiązek powszechnej edukacji, co miało swoją zaletę w postaci znacznego ograniczenia analfabetyzmu. Naszym zdaniem problem jednak nie polega na tym, że coś takiego faktycznie stworzono w przeszłości i ktoś zbudował tak brutalną w swej precyzji, dopracowaniu i zamyśle maszynę, ale na tym, że to w dużym stopniu uchowało się do dzisiaj. Program nauczania w polskich szkołach, choć jest to problem na skalę europejską, a nawet światową, jest wciąż wypełniony ogólną wiedzą o charakterze encyklopedycznym.


Kwestia ta pojawia się dość często w mediach społecznościowych i niejednokrotnie staje się tematem rozmów na przerwach szkolnych. Uczniowie, poniekąd słusznie, narzekają na skrajną nieprzydatność większości informacji oraz na ich ilość, którą muszą przyswoić. Ta sytuacja generuje frustrację zarówno u uczniów, jak i nauczycieli, którzy często chcieliby zarazić młodych ludzi pasją do danego przedmiotu. Jednak w realiach tego systemu jest to niezwykle trudne. Fakt, iż uczniowie nie widzą sensu w rzetelnym opanowywaniu wiedzy, której przydatność upłynie wraz z oddaniem ocenionego sprawdzianu, zmusza ich w wielu przypadkach do stosowania, chyba już legendarnej, tzw. metody „ZZZ” czyli zakuć, zdać, zapomnieć. W ten sposób uczniowie pozbywają się potencjalnego problemu, w postaci złej oceny i grożących z tego tytułu konsekwencji, ale jednocześnie nie rozwijają się w żaden sposób i nie zwiększają swojej wiedzy. Młodzi ludzie często uczą się do sprawdzianu na dzień przed, idą późno spać, by następnego dnia napisać test, dostać dobrą ocenę i tak, jak w powyższej regułce zapomnieć o wszystkim. Co prawda wśród przedmiotów szkolnych możemy znaleźć również takie, które prezentują treści naprawdę przydatne w nadchodzącym dorosłym życiu. Przykładowo na Podstawach Przedsiębiorczości możemy się dowiedzieć, czym jest słynne RRSO i dlaczego nie warto brać tzw. „chwilówek” albo na Wiedzy o Społeczeństwie mówi się o tym, jakie są prawa i obowiązki obywatela, jak są skonstruowane i powoływane najważniejsze organy państwa, nie wspominając już o językach obcych. Jednak nawet te informacje, które mogą uczniowi jawić się jako przydatne nie zostaną w sposób odpowiedni przyswojone przez sposób ich przedstawiania (mamy tu na myśli werbalną prezentację przez aktywnego nauczyciela biernemu odbiorcy czyli uczniowi). Kolejna bolączka naszego systemu edukacji, to brak nauki o tym, jak się uczyć. Większość uczniów radzi sobie w tej sytuacji jak może, czyli np. puszczają sobie muzykę i najczęściej próbują zapamiętać jakieś informacje poprzez wielokrotne ich przeczytanie, co, jak pokazują liczne badania wielu profesorów psychologii kognitywnej, daje efekt, ale na pewno nie w postaci przyswojenia danej informacji przez naszą pamięć długotrwałą, tylko zazwyczaj w postaci rozwiązania krótkoterminowego, czyli zaliczenia sprawdzianu. Badania przeprowadzone przez Johna Dunlosky’ego i Katherine A. Rawson, czyli profesorów psychologii kognitywnej na Uniwersytecie Stanowym w Kent, pozwoliły uczniom użyć dowolnej metody nauki do przyswojenia informacji z danego tekstu. Większość uczniów nie była oryginalna, wybrała metodę przeczytania raz i ewentualnego zakreślania, potem powtórzenia drugi raz tuż przed egzaminem. W pierwszym teście uczniowie uzyskali dosyć dobry wynik 74% poprawnych odpowiedzi, jednak wyniki drugiego testu, co ciekawe przeprowadzonego trzy dni później, były szokujące. Ci sami uczniowie z tego samego materiału i z bardzo podobnego testu uzyskali średnio 29% poprawnych odpowiedzi. Problemem aktualnym jest wciąż niezmieniony układ klas, który wymusza bierność na uczniach, 45-minutowe lekcje i nawet podział na klasy rówieśnicze. Wszystkie te rozwiązania miały i niestety dalej służą zabiciu lub też, jak największemu zminimalizowaniu indywidualizmu wśród uczniów. Można wręcz odnieść wrażenie, że słowa, które idealnie pasują do tego systemu edukacji to „średnia” i „przeciętność”.


No dobrze. Po tym jakże przygnębiającym przedstawieniu polskiego systemu edukacji i jego wad, pora na postawienie pytania: co możemy z tym zrobić? Brać przykład z systemów edukacji, które wykorzystują dziecięcą ciekawość świata i chęć bycia aktywnym tak jak np. fiński system nauczania. Oczywiście dokładne skopiowanie tamtych rozwiązań nie rozwiąże wszystkich problemów, co więcej może wygenerować nowe, dlatego nie należy liczyć na cudowne uzdrowienie polskiego systemu edukacji za sprawą precyzyjnego wprowadzenia wszystkich fińskich rozwiązań. Jednak to, co ważne, to na pewno zmniejszenie liczebności klas, zmniejszenie ilości godzin „tradycyjnych” przedmiotów lekcyjnych i postawienie na przede wszystkim przydatność oraz praktyczność wiedzy nauczanej w szkołach. Oczywiście, nie zawsze jest to możliwe tak, jak np. w przypadku części wiedzy z języka polskiego, matematyki czy historii. Można jednak spróbować wykorzystać wolne godziny do wprowadzenia tak cennych, z perspektywy dorosłego życia rzeczy, jak np. komunikacja interpersonalna, w ramach której uczylibyśmy się słuchać siebie nawzajem czy kulturalnie debatować, co wbrew pozorom nie jest oczywistą umiejętnością we współczesnym społeczeństwie. Warto także uzupełnić program nauczania w polskich szkołach o podstawy psychologii, które miałyby pomóc młodym ludziom w budowaniu relacji z innymi czy rozpoznać objawy depresji u np. któregoś ze swoich rówieśników. Usunięcie dzwonków, 45-minutowego czasu przeznaczonego na lekcje i klas rówieśniczych, bo w końcu każdy z nas jest inny i warto te słowa „średnia” i „przeciętność” zastąpić sformułowaniami „zindywidualizowanie” i „rozwój”. Dobrym rozwiązaniem byłoby także zmniejszenie ilości testów i umożliwienie uczniom rozwijania swoich zainteresowań, również w ramach szkoły, np. w postaci fakultetu dotyczącego danego problemu współczesnego świata, czyli chociażby kryzysu migracyjnego. Należy także obowiązkowo wprowadzić przedmiot, który pomagałby uczniom w przyswajaniu technik uczenia, aby informacje trafiały do pamięci długotrwałej, tym samym zwiększając skuteczność ich nauki.


Polska szkoła jest reliktem przeszłości, który niestety, w wyniku różnego rodzaju nieudolnych prób zmian, niesłuchania naukowców czy błędnego pojmowania jego problemów przetrwał po dziś dzień, w praktycznie niezmienionej postaci, podczas gdy praktycznie wszystkie inne dziedziny naszego życia dotknęły rozmaite zmiany. Pora odejść od XIX-wiecznego modelu nauczania, który miał pełnić rolę „maszynki” do kreowania idealnych, z punktu widzenia użyteczności dla państwa, obywateli na rzecz zindywidualizowanego podejścia do ucznia i wykorzystywania potencjału młodych ludzi. Szkolnictwo to jedna z najważniejszych dziedzin funkcjonowania społeczeństwa. Ma ono za zadanie, przynajmniej w teorii, pomóc młodym ludziom w przygotowaniu się do dorosłego życia. Sprawmy więc, aby szkoła prezentowała praktykę w służbie teorii i wiedzę niekoniecznie na temat przebiegu wojen grecko-perskich czy budowy osławionego pantofelka, ale informacje, które faktycznie mogą przydać nam się na nowej drodze życia.



Rysunek: Franciszek Pilichowicz



 
 
 

1 komentarz


jarekdojarek
28 maj 2020

Bardzo ciekawy artykuł, aczkolwiek warto wspomnieć na czym wzorowali się Prusacy, gdyż to nie oni jako pierwsi wprowadzili obowiązek szkolny. Wzorowali się oni na Sparcie, która jako pierwsza wprowadziła obowiązkową edukację w celu szkolenia żołnierzy i urzędników. Warto zauważyć, że w Starożytnej Grecji żyło wielu wybitnych i znanych po dziś dzień filozofów i matematyków jak np. Arystoteles lub Pitagoras, natomiast nikt nie zna żadnego wybitnego uczonego ze Sparty. Wnioski z tego można wyciągnąć samemu.

Polub
bottom of page