top of page

Teatr Internetu

  • Zdjęcie autora: Julia Osiecka
    Julia Osiecka
  • 3 paź 2020
  • 3 minut(y) czytania

Gwałtowny rozwój technologii przyczynił się do przełożenia części naszej codzienności na płaszczyznę wirtualną - choćby życie zawodowe. Przy tym już parę lat temu był nam znany koncept pracy zdalnej, ale dopiero koronawirus upowszechnił to zjawisko. Również kultura w sieci zdobyła większe uznanie - przykładem tego mogłaby być wirtualna Galeria Google czy aplikacja DailyArt.


Czy wszystko jednak da się zamienić w link do strony? Czy dałoby się tego dokonać... z teatrem?

Na to i inne pytania odpowiadał mi Antoni Bradé, twórca oraz pomysłodawca Teatru Internetu. Uczestnicy tego projektu sami opisują się jako nieprofesjonalna grupa zapaleńców, którzy w obliczu pandemii postanowili założyć własną scenę... w internecie! Jest to młodzieżowa inicjatywa, która ruszyła wraz z kwarantanną, a której pierwsze zapiski powstały już w lutym tego roku - czyli jeszcze przed lockdownem!


Antoni Bradé został mi przedstawiony jako artysta z krwi i kości - człowiek mający styczność ze sztuką od kołyski. Jego rodzice to również kreatywne dusze po uczelniach artystycznych. Sam Antoni uczęszczał do Zespołu Szkół Fototechnicznych w Warszawie, a aktualnie studiuje produkcję teatralną na Uniwersytecie Łódzkim. W wolnych chwilach pisze teksty dla MK Rewers. Jednak głównie zajmuje się teatrem.


Internetowy teatr? Jak? Skąd?


Na YouTube'ie i innych portalach internetowych pojawiają się czasami nagrania ze spektakli. Niekiedy nawet znajdziemy na nich relacje z teatru na żywo. Jednak w przypadku Antoniego Bradé hasło: ,,spektakl w internecie", nabiera zupełnie innego znaczenia. Chodzi bowiem o wystąpienia zdalne. Trudno o spotkanie grupy teatralnej w czasach kwarantanny, które przecież niesie ze sobą uciążliwe obostrzenia. Ale to nie ograniczenia pandemiczne były inspiracją tego projektu. Inspiracją dla twórców były... memy.


Któregoś dnia przypomniałem sobie o swoim koledze, który ,,uprawia" coś takiego, jak shitpost na Facebooku. W jego wykonaniu, jest on rzeczą absolutnie niesamowitą. Postuje niezwykle konsekwentnie i z uporem maniaka. Jego shitpost... jest autorski. - mówi. Antoniemu nie umknęła w tym teatralna część każdego wstawionego na fanpage obrazka. Ale co teatralnego może być w memach?


Autor projektu zwrócił szczególną uwagę zarówno na relacje pomiędzy użytkownikami w komentarzach, jak i też na rolę samego shitpostera. Komentarze strasznie mi przypominają dialogi w dramatach. Mamy tu jedną postać, która drugiej odpowiada i w zasadzie jest to dialog o charakterze performatywnym. Wymyślił także coś, co nazwał performatyką postu internetowego (był to projekt na zaliczenie na studiach). Jak twierdzi, już sam autor wpisu przybiera postać. Nie musi być ona fajna, kulturalna czy przyjemna - ale wciąż jest to jednak postać.


A gdyby tak zrobić spektakl, którego część zostanie przeniesiona do komentarzy?


W mniemaniu Antoniego oznacza to, że aktorzy odgrywają sztukę, która jest relacjonowana, przykładowo, za pomocą kamery na żywo na Facebooku. Równie ważną rolę odgrywa tu również sekcja komentarzy. Uznajmy, że mamy postacie A, B, C i D. - tłumaczy autor. - Początkowo A i B wymieniają się opiniami na żywo na ekranie. W pewnym momencie postać A wychodzi, a na wirtualną scenę wchodzi postać C. Kiedy postacie B i C ze sobą rozmawiają na streamie, para A i D prowadzi jednocześnie konwersację... w komentarzach.


Bradé podpina to pod zjawisko akcji symultanicznej. Na scenie wówczas dzieje się kilka różnych sytuacji i to od widza zależy, na której z nich się skupi.


Należy pamiętać, że komentarze to otwarta strefa. Oznacza to, że obserwatorzy w pewien sposób mogliby wziąć udział w akcji. Przykładowo - wejść w słowo. Miałoby to być odzwierciedlenie nierzadko spotykanego momentu ,,stacjonarnego" teatru, w którym widz pod wpływem emocji wykrzykuje coś do aktorów na scenie.



Brzmi rewelacyjnie! Dlaczego więc Teatr nie zajął się tym od razu?


Aktualnie na stronie Teatru Internetu na Facebooku można obejrzeć podzielone na części transmisje z czytania na żywo Portretu Doriana Graya czy Sklepów Cynamonowych. Forma ta była wyłącznie przejściowa - docelowy pomysł zakłada w końcu coś innego. Jednak skąd się ona wzięła?


Kiedy pandemia dopiero się zaczynała, nie wiedzieliśmy tak naprawdę, co się z nami stanie - wspomina Bradé. - Ludzie snuli teorie, baliśmy się, że niektóre miasta mogą zostać zamknięte. Sytuacja była bardzo napięta. Pomyślałem wtedy o tym, jak bardzo mi to wszystko przypomina ,,Dżumę" Camusa. Postanowił, na znak solidarności, zrobić livestream na swoim prywatnym profilu, na którym przeżywał wraz ze słuchaczami dwie epidemie jednocześnie - tę na świecie oraz tę w dziele A. Camusa. Ponieważ nie brakowało zainteresowania transmisjami, po pewnym czasie zaangażował znajomych aktorów i w ten sposób powstała strona Teatru.


Kiedy w takim razie zobaczymy finalną wersję Teatru Internetu?

Jak najszybciej!


Podjęliśmy już parę prób pracy nad tym projektem - co prawda jeszcze bez uwzględnienia interakcji aktor-odbiorca - przyznaje autor. - Składa się na to mnóstwo stresu, bo bardzo nam na nim zależy. Występuje u nas także taki problem, że jestem tu człowiekiem, który praktycznie sam zajmuje się zarówno wszystkimi sprawami organizacyjnymi, jak i tymi związanymi z tworzeniem. Dobrą nowiną dla fanów tego przedsięwzięcia jest jednak to, że Teatr najprawdopodobniej będzie miał wkrótce menadżera, co znacznie skróci nam czas oczekiwania na pierwszą interaktywną sztukę.




Więcej informacji o autorach można znaleźć na Instagramie @teatr_internetu, a transmisje z czytanych dzieł są na stronie Teatru Internetu na Facebooku.



Autor kolażu: Jan Mioduchowski

Autor: Julia Osiecka


 
 
 

Comments


bottom of page